sobota, 23 lutego 2013
GF POINT 2013
Plan był ambitny. Zrobić program ala Bear Grylls ze znajomym, Majstrem w roli głównej, podczas biegu na orientację GF Point. Przeczuwałem, że może być ciężka, ale przecież majster będzie miał kamizelkę taktyczną, replikę broni i 10 kilowy plecak, a ja tylko kamerę, statyw naramienny i termos z gorącą herbatą. Po 15 minutach marszu zrozumiałem, jak wielki błąd popełniłem. Mi serce wyskakiwało, a on spokojnie szedł na przód od czasu do czasu podbiegając.
Po nieco ponad godzinie zacząłem walczyć z rosnącą chęcią poddania się. Kiedy szliśmy ostro pod górę, a nogi mi się ślizgały, zastanawiałem się, jak do cholery mogłem wymyśleć coś tak głupiego. Prawdziwa telewizja miałaby transport, kilku filmowców, obstawiłaby kluczowe miejsca i mogliby kręcić ładne obrazki.
Ja jak zarzynana świnia rzęziłem z wysiłku, kamera opadała mi w dół w słabnących rękach, w dodatku przy powiedzmy minus dwóch stopniach celsjusza obiektywy uparcie mi parowały od środka. Masakra.
Żeby było śmieszniej, kiedy teren stał się łatwiejszy, Majster przyspieszył, a ja nie byłem w stanie. Zgubiłem go. Resztę widać na filmie:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz